Po długiej podróży pociągiem czekała ich wyczerpująca przeprawa do wcześniej zaplanowanego miejsca odpoczynku. 
Po drodze jednak odważni uczestnicy wyprawy musieli stawić czoła wyzwaniu, jakim była wędrówka między koronami drzew. Po założeniu odpowiedniego ekwipunku, wspinali się oni między ptasimi dziuplami jak zwinne małpy. Oczywiście nie brakowało momentów mrożących krew w żyłach, gdy niektórzy podróżni mniej lub bardziej celowo postanawiali sprawdzić wytrzymałość liny zabezpieczającej. Mimo tych różnych akrobacja, nikt nie odniósł większych ran. 
Po przygodach na wysokości, dzielni zdobywcy koron drzew zeszli na ziemię i udali się do miejsca docelowego - Willi Sonata, gdzie zakwaterowali się i zjedli ciepły posiłek. Gdy wszyscy odzyskali siły i utracone kalorie, odbyło się wyjście do miejsca zwanego Wodospadem Szklarki. Pomimo niewielkich problemów z odczytaniem map, cała grupa dotarła bezpiecznie do celu. Cała ta podróż była tylko przedsmakiem tego, co dzielnych odkrywców czekało następnego dnia.
Po powrocie do miejsca spoczynku naczelne kierowniczki wyprawy zwołały spotkanie, na którym nastąpiło coś niespodziewanego - uczestnicy wycieczki zostali podzieleni na 4 grupy, w których będą wykonywać przeróżne wyzwania. Pierwszym wyzwaniem była gra w kalambury, którą po zażartych walkach i wielu staraniach, wygrały grupy nr 2 i 4. Drugim wyzwaniem natomiast było utworzenie, w czasie 15 minut, najdłuższego sznura, ale tylko z czarnych ubrań. Każda drużyna starała się  zdjąć z siebie wszystko co spełniało warunki zadania i po niewielu, ale intensywnych minutach wiązania, doszło do porównania długości sznurów. Na prowadzenie w tej dyscyplinie wyszła grupa nr 3. Po tak intensywnym dniu wszyscy udali się do swoich pokoi na wymarzony odpoczynek.
Następnego dnia przed godziną ósmą głodni, nie tylko wrażeń, podróżni zjedli śniadanie i wyruszyli na szlak. Podczas tego dnia czekała ich długa, trudna i wyczerpująca podróż w nieznane rejony, dlatego też musiał im towarzyszyć wszechwiedzący przewodnik. Z taką pomocą już nie mogli zabłądzić. 
Niestety początkowa część podróży odbywała się w niesprzyjających warunkach, jakimi był deszcz i mróz. Całe szczęście członkowie wyprawy byli na takie wypadki przygotowani. 
Pierwszym punktem programu tego dnia był Wodospad Kamieńczyk - trzeci najwyższy wodospad w Polsce. Jednakże aby podziwiać go, w pełnej okazałości, grupa musiała wejść do pełnego niebezpieczeństw wąwozu, na szczęście głowy uczestników podróży były zabezpieczone kaskami. 
Im wyżej dzielni zdobywcy się posuwał, tym bardziej ograniczona była ich widoczność przez mgłę, mimo to wyprawa nie straciła żadnego z uczestników. Po kilkukilometrowej podróży z mgły wyłonił się upragniony azyl - schronisko na Hali Szrenickiej. Tam uczestnicy wyprawy mogli w końcu wysuszyć przemoknięte ubrania, zregenerować siły i skosztować ciepłego posiłku. Nikt nie chciał takiego miejsca opuścić, lecz Szrenica wzywała.
Już tylko kawałek drogi dzielił dzielnych odkrywców od celu, jednak warunki pogodowe nie chciały dopuścić do sukcesu tej ekspedycji. Wraz z wysokością wzmagał się wiatr, a widoczność nie poprawiała się. Lecz przed oczyma podróżnych w końcu ukazał się upragniony szczyt - Szrenica. Pełni radości dotarli oni na wysokość aż 1362 m n.p.m. Tam w schronisku śmiałkowie mieli czas na zjedzenie następnego ciepłego posiłku i udokumentowanie swojego, jakże wielkiego, sukcesu. 
Po chwili euforii przychodzi jednak czas na kolejną część podróży - zejście z szczytu i powrót do ciepłego, przytulnego hotelu.
W drodze powrotnej grupa zatrzymała się w kolejnym azylu górskich turystów - schronisku pod Łabskim Szczytem, gdzie naczelne kierowniczki wraz z przewodnikiem zorganizowali konkurs wiedzy - za dobrą odpowiedź śmiałek otrzymywał naszyjnik z klejnotem, a za złą odpowiedź naszyjnik przywłaszczała sobie zła wiedźma. 
Jeżeli ktoś jednak wiedzą się nie popisał, miał jeszcze szansę zdobyć drogocenne kamienie w starym złożu ametyst, do którego zaprowadził grupę przewodnik i z którego podróżnicy wyszli z kilogramami kamieni w kieszeniach, siatkach i plecakach. Tak obciążeni uczestniczy udali się do utęsknionego schronienia, gdzie po całym dniu wysiłku fizycznego mogli w końcu odpocząć.
Wieczorem przyszedł czas na kolejne wyzwania grupowe i przedstawienie ich nazw i lirycznych arcydzieł z nimi związanych. Po zachwycie znakomitą poezją stworzoną przez grupy, uczestnikom zostało postawione kolejne wyzwanie: założenie jak największej liczby ubrań na jedną osobę. Nikt by się nie spodziewał, że można tyle na siebie założyć. Największą liczbę warstw, bo aż 54, zdołała założyć grupa nr 4 i tym sposobem wygrała tę konkurencję. Okazało się, że niektórym wody za dnia było za mało i udali się późno w nocy, gdy reszta już smacznie spała, na hotelowy basen. 
Ostatniego dnia po śniadaniu nadszedł czas na podsumowanie wyzwań i zwycięską grupą zasłużenie okazała się ta z numerem 4. Uczestnikom wyprawy zostało ostatnie wejrzenie na Karkonosze i udanie się na dworzec kolejowy. Zadowolona i bez ofiar w ludziach grupa dotarła bezpiecznie  do Rawicza.

Przygotował: Bartosz Kowalski